Seria porwań opozycjonistów

11 stycznia w Hongkongu i Londynie odbyły się uliczne protesty przeciwko zaginięciu pięciu hongkońskich wydawców publikujących książki krytykujące komunistyczne władze w Pekinie. Zostali prawdopodobnie porwani przez służby bezpieczeństwa Chin Ludowych. Podobne praktyki władze ChRL u stosowały już wcześniej wobec chińskich dysydentów mieszkających za granicą.
Hanna Shen
korespondencja z Tajwanu
Sprawa porwania hongkońskich wydawców bulwersuje obywateli byłej brytyjskiej kolonii, ale jest nią zaniepokojony także Londyn. Uważa się, że uprowadzenie Hongkończyków w głąb ChRL u może oznaczać koniec autonomii gwarantowanej Hongkongowi w 1997 r. kiedy to z rąk brytyjskich przeszedł on pod władanie Pekinu.
Porwania pracowników wydawnictwa Sage Communications, które wydaje książki poświęcone rządzącym Chinami elitom komunistycznym, rozpoczęły się w październiku ub.r. Najpierw zaginęło trzech wydawców odwiedzających Shenzhen, chińskie miasto graniczące z Hongkongiem. W listopadzie zniknął w czasie pobytu w Tajlandii właściciel wydawnictwa Gui Minhai. Wiadomo że do mieszkania, w którym zatrzymał się Gui, wtargnęli Chińczycy i wywieźli go w kierunku granicy z Kambodżą. 30 grudnia ub.r. zaginął w samym Hongkongu partner Gui Minhai’a, 65-letni Lee Bo. Dokumenty potrzebne mu do wjazdu na terytorium Chin Ludowych były nadal w domu, gdy zadzwonił do żony i poinformował, że jest w Shenzhen i tu „pomaga w pewnym śledztwie”. Lee mówił po mandaryńsku (język używany w ChRL u), a nie jak zwykle, czyli po kantońsku (język używany w Hongkongu). Żona słyszała też, jak ktoś w tle zwraca się do jej męża: „Nie będziesz miał problemów, jeśli będziesz z nami współpracował”. Znajomi wydawcy są pewni, że Lee Bo, który ma także obywatelstwo brytyjskie, został porwany przez chińską bezpiekę na terytorium Hongkongu i siłą przewieziony na teren Chin. Co dzieje się z nim i jego czterema kolegami z wydawnictwa, nie wiadomo.
W niedzielę w proteście przeciwko porwaniom ulicami Hongkongu przemaszerowało 6 tys. osób, a przed ambasadą ChRL u w Londynie demonstrowało kilkadziesiąt osób. Manifestujący trzymali transparenty z napisami: „Gdzie oni są?”, „Brońmy wolności wypowiedzi” i „Nie dla porwań z powodów politycznych”.
Hongkończycy uważają, że porwania, a zwłaszcza uprowadzenie bezpośrednio z Hongkongu Lee Bo, może oznaczać koniec doktryny „jeden kraj, dwa systemy”, zgodnie z którą rząd w Pekinie zgodził się, aby po przyłączeniu do ChRL Hongkong zachował przez 50 lat (do 2047 r.) autonomię wewnętrzną i system kapitalistyczny.
Benny Tai, wykładowca na wydziale prawa Uniwersytetu Hongkońskiego, przypomina, że twórca doktryny „jeden kraj, dwa systemy” Deng Xiaoping powiedział, że Hongkończycy na terytorium Hongkongu będą mogli krytykować Chińską Partię Komunistyczną. – Ale to ostatnie wydarzenie [porwania – red.] pokazuje, że jeśli Hongkończycy powiedzą coś na terytorium Hongkongu, co nie jest akceptowane przez chińskie władze, to będę oni podlegali karze – mówi Tai.
W Hongkongu coraz częściej pojawiają się głosy, że była kolonia brytyjska przestała być bezpiecznym miejscem dla swoich obywateli. – Zawsze wydawało mi się, że w Hongkongu mogę pisać i mówić, co chcę. Jednak po porwaniu Lee Bo, który wydawał i sprzedawał książki w Hongkongu, mam wrażenie, że ja mogę być następny – przyznaje hongkoński piosenkarz Anthony Wong.
Porwania osób niewygodnych dla komunistycznego reżimu w Pekinie to metoda często wykorzystywana przez chińską bezpiekę do walki z dysydentami, którzy poza granicami ChRL u, wśród chińskiej społeczności, organizowali antykomunistyczną opozycję. W 2002 r., w trakcie pobytu w Wietnamie, porwany został przez chińskich agentów człowiek nazywany „ojcem chrzestnym chińskiej opozycji”, Wang Bingzhang. Wang został uprowadzony wraz z dwoma innymi dysydentami Yue Wu i Zhang Qi i przewieziony do Chin Ludowych. W lutym 2003 r. odbył się jednodniowy proces Wanga. Jak mówi córka dysydenta Ti-Anna, z którą korespondentka „Codziennej” spotkała się w maju ub. w Tajpej, „ojcu nie przedstawiono żadnych dowodów winy ani nie pozwolono przemawiać w czasie rozprawy”. Na sali sądowej była siostra Wanga Yuhua i to ona opowiedziała Ti-Annie, co wydarzyło się w czasie rozprawy. – Gdy czytano wyrok, ojciec krzyknął: „Porwano mnie. To nielegalny proces”. Potem poprosił ciocię, aby przyniosła mu Pismo Święte – relacjonowała dziewczyna.
Urodzony w Chinach Wang był pierwszym obywatelem Chin od momentu powstania Chińskiej Republiki Ludowej, który doktoryzował się na zachodniej uczelni. Otrzymał doktorat z patologii na Uniwersytecie McGill w Kanadzie. Wang mógł powrócić do Chin i kontynuować swoją karierę, ale zdecydował się zaangażować w walkę o wolne Chiny i – jak sam to określił – „wypędzenie marksizmu i leninizmu z Chin”.
Za tę działalność po porwaniu władze ChRL u skazały go na dożywocie. Pekin twierdzi, że Wang prowadził działalność terrorystyczną i szpiegował na rzecz Tajwanu. Chiński opozycjonista do dziś więziony jest w izolatce w więzieniu Shaoguan w płd.-wsch. prowincji Guangdong, a jego stan fizyczny i psychiczny jest bardzo zły.
Porwania stosowane są także wobec niewygodnych tajwańskich inwestorów w Chinach. W czerwcu 2012 r. na lotnisku w mieście Ganzhou w południowo-wschodnich Chinach uprowadzony został tajwański przedsiębiorca Chung Ting-pang. Był on przetrzymywany przez aparat bezpieczeństwa za pomoc, jakiej udzielał członkom zakazanego w ChRL u ruchu Falun Gong. W wyniku negocjacji ze stroną tajwańską Chung został wypuszczony i wrócił na Tajwan pod koniec sierpnia 2012 r.
Gazeta Polska Codziennie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Wojna bez zasad

Bonum est diffusivum sui